Share via


Pocztówka z podróży

Podróże po świecie potrafią zmienić człowieka - ostatnie 4 tygodnie spędziłem najpierw służbowo w macierzy za Oceanem, bycząc się następnie wśród tureckich piasków. Ten kontrast pozwolił mi poczuć prawdziwą siłę globalizacji. Powszechną, przynajmniej z perspektywy nadmorskiego kurortu rzeczywistość najlepiej oddaje lokalna impreza, o znamiennej nazwie "noc turecka". Zamiast derwiszy i chałwy spotkałem stoiska sowicie wypełnione tekstyliami Armaniego, Dolce & Gabbana i Prady, perfumami (3 sztuki za 10 euro) zapakowanymi i wyglądającymi jak prawdziwe, podobiznami rolexów i prawie jak oryginalnymi grami (tu ciekawostka - w większości na platformę Nintendo). Oszołomiony zacząłem już wręcz wątpić w prawdziwość stojących obok, majestatycznie spokojnych wielbłądów. Fascynacja trwała dłużej niż kilka godzin - mam wrażenie, że właściwie cały mały biznes kręci się tam wokół kopiowania i sprzedawania marzeń. Istny (k)raj kseroboyów - na każdym rogu markowy jubiler lub apteka, obowiązkowo z wielkimi reklamami specyfików o nazwach żywcem wyjętych z moich filtrów antyspamowych: viagra, cialis, levitra...

Paradoksalnie okazało się, że ceny tych towarów przy obecnych relacjach euro do dolara przestają być na dobrą sprawę kuszące. Zakładam, że fabryka która szyje na pierwszą zmianę oryginalne dżinsy, wykorzystując swoje dodatkowe moce przerobowe do nieco mniej "oficjalnych" celów, nie mogąc pozwolić sobie na istotne obniżenie jakości przestaje też być w stanie istotnie konkurować z cenami w outletach, szczególnie tych w Stanach. Biednym Turkom trudno było zrozumieć, że ceny ubrań, które - dosłownie! - w pocie czoła targują, nie różnią się w efekcie od konfekcji nabywanej w dużo bardziej komfortowych warunkach za Atlantykiem. W przypadku dóbr materialnych to świetny przykład na ograniczenie wpływu szarej / czarnej stefy. Gdyby jeszcze tylko udało się zminimalizować wpływ często kuriozalnej polityki sprzedażowo-podatkowo-celnej towarów importowanych do Europy...

Filozofując, zastanowiła mnie także rola samej marki w dzisiejszym świecie. Czy coś co kiedyś było synonimem jakości, elity i luksusu, teraz nagminnie klonowane, dostępne na wyciągnięcie ręki, ba - agresywnie atakujące zmysły ze wszystkich stron ma jeszcze jakąkolwiek wartość? Czym wyróżnić się w tłumie modnie, stylowo, glamourowo wręcz osób? Może po prostu pora zamknąć oczy.