środek niczego

Urlopuję się. Tym razem skrajnie egzotycznie. Zamiast tropików, ciepłych mórz i piramid postawiłem – cytując właścicieli - na “sam środek niczego”. Od pewnego czasu staram się odkrywać piękno polskich zakątków, tym razem padło na okolice gór świętokrzyskich i tzw. “agroturystykę”. Ta zbitka słów pokutowała w mojej głowie jako wypadkowa wspomnień z lat dziecięcych i medialnych faktów. I od razu muszę posypać głowę popiołem – wszystkie moje (niezbyt pochlebne przyznam) wyobrażenia nie wytrzymały długo konfrontacji z rzeczywistością. 

Wreszcie zrozumiałem: “agro” to przede wszystkim dystans do typowych atrakcji turystycznych, szeroko rozumiane (w tym geograficzne) ubocze, spokój i kontakt z (ujarzmioną) naturą. “Turystykę” widać zaś w mnóstwie detali – profesjonalnie przygotowanym zapleczu (parking, ogród, plac zabaw dla dzieci), posiłkach, które nie stronią od zapożyczeń z innych kuchni narodowych, czy choćby bezprzewodowym dostępie do szerokopasmowego Internetu (sic!). Fascynujące, biorąc pod uwagę regularne problemy z zasięgiem mojej komórki i charakterystykę lokalnej zabudowy, gdzie do najbliższego sąsiada jest na oko kilkaset metrów. Aż prosi się o dyplom “geek friendly” :)

Zmiany na wsiach widać także podróżując z dala od często uczęszczanych tras. Polska bogaci się, co widać po świeżo budowanych domach (słowo “gospodarstwo” jakoś w tym kontekście przestaje pasować). Ale dziedziczy też cechy, co do których jestem przekonany, że zostaną określone folklorem początku XXI wieku. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że bary, sklepy GS i lokalne “restauracje” wypierane są coraz powszechniej przez stanowiska z kebabem i pizzerie? Czemu wszelkie inwestycje w infrastrukturę zaczynają się (i zwykle kończą) na położeniu – obowiązkowo dwukolorowej – kostki chodnikowej? Na szczęście wbrew opinii malkontentów widać też istotne zmiany na lepsze na polskich drogach…

Aktualizacja: Dobrych rzeczy nie trzeba reklamować, ale pokazać na pewno warto:

image